O powstaniu styczniowym napisano sporo publikacji. W większości prac podsumowując bilans strat jakie ponieśli Polacy stwierdza się (zupełnie słusznie), że straty te były duże a całe przedsięwzięcia okazało się tragiczne i od razu nie miało szans powodzenia o czym wiedzieli jego inicjatorzy. Trudno się z tym nie zgodzić chociażby czytając choćby uwagi Feliksa Wrotnowskiego "sami (organizatorzy powstania) nie łudzili się bynajmniej co do rezultatu krwawej awantury, w jaką kraj wtrącali, – pomimo to jednak, nie przestawali pociągać do swych szeregów zapewnieniami niewątpliwego nad Rossyą zwycięztwa".

      Zatem jeśli wszyscy od razu wiedzieli, że przegrają to po co ryzykowali życie swoje i rodaków, wydawali na to przedsięwzięcie duże pieniądze, tracili majątki, umierali zesłani na Syberię? Zwykle insurgentów roku 1863 określa się jako patriotów miłujących wolność i polski mesjanizm ale też jako romantyków nie znających realiów politycznych. Takie tłumaczenie wcale nie jest przekonujące i nie znajduje potwierdzenia w faktach.  Wszak nie wszyscy byli oderwanymi do rzeczywistości marzycielami nie mającymi pojęcia o rosyjskiej przewadze. Przeciwnie. Organizatorzy powstania byli wnikliwymi obserwatorami polityki, ekonomii i wojskowości. Właściwie to w większości dowódcy partii powstańczych, dyktatorzy powstania byli zawodowymi oficerami w stopniach od kapitana w górę. W oddziałach styczniowych insurgentów nie brakowało też zawodowych podoficerów, weteranów z armii rosyjskiej, pruskiej, austriackiej. Naprawdę trzeba dużo złej woli by oceniać ich wszystkich jako marzycieli lub dyletantów marzących tylko o sukcesie i niepodległości.
Co więc wiedzieli i co widzieli na co dzień co my dziś przemilczamy, albo o czym dziś niewiele piszemy i niewiele wspominamy? Wydaje się, że romantyczny patriotyzm i wiara w polski mesjanizm to tylko jeden z powodów zorganizowania powstania, ważny ale na pewno nie jedyny.
       Najpierw zwróćmy uwagę na mit opisujący lata 1832- 1862 jako czas spokoju i rozwoju Królestwa Polskiego. Popatrzmy na to przez pryzmat poboru młodych mężczyzn do armii rosyjskiej, bo zwykle „brankę” podaje się jako bezpośredni powód rozpoczęcia powstania.
     Zarządzony z początkiem 1863 roku pobór do carskiej armii mający objąć tylko 12 tysięcy młodych mężczyzn, to istotnie niedużo w zestawieniu z 20 tysiącami zabitych w walkach i 30- 40 tysiącami zesłanymi na Syberię, z czego połowa nie powróciła do kraju.
Prawda pobór do wojska miał objąć kilkanaście tysięcy ludzi,  ale w następnym roku na 25 lat służby w armii powołano by kolejne kilkanaście tysięcy albo i więcej osób. Między rokiem 1832 z Królestwa Polskiego na służbę w armii Imperium Romanowów powołano 200 tysięcy młodych Polaków! Po 25 latach służby wróciło tylko 23 tysiące czyli co dziesiąty. Jeszcze bardziej porażające są dane, które opublikował prof. Andrzej Nowak; w latach 1833- 1856 z powiatu piotrkowskiego do armii zabrano 11 tys. ludzi; wróciło 498 w większości dlatego, że odnieśli rany, stali się kalekami lub trwale zachorowali. W innych powiatach Królestwa szacunki były podobne. W roku 1863 wielu musiało odpowiedzieć sobie nie tyle na pytanie czy powstanie ma duże szanse powodzenia, tylko: czy zginąć w walce o wolność narodu, czy zginąć służąc carowi?  Osobnym tematem jest, że wedle rosyjskiego ministra Dmitrija Milutina tuż przed powstaniem styczniowym Polacy stanowili ponad 30%  do nawet 40% całego korpusu oficerskiego Imperium Romanowych.
      Warto też zwrócić uwagę na wszechobecną korupcję wśród urzędników carskich w Królestwie Polskim. Dodajmy, że wspomnieć wypada tylko o korupcji bo o niskim wykształceniu i nadużywaniu alkoholu przez cywilnych i wojskowych Rosjan, którzy kwaterowali w Królestwie Polskim należałoby napisać osobną pracę.
     Andrzej Chwalba twierdzi, że korupcja stała się w zaborze rosyjskim normą społeczną w myśl zasady: łapówki to nie tylko pieniądze[...] łapówki można dawać w różny sposób i nigdzie bez nich się nie obędzie. A jeszcze częściej mawiano: „W zaborze pruskim łapówek nie bierze nikt, w austriackim bywa różnie a zaborze rosyjskim łapówki biorą wszyscy, zawsze i wszędzie”. 
W gruncie rzeczy to skorumpowani urzędnicy carscy więcej wspierali powstanie niż zachód Europy, gdzie ograniczono się tylko do popierania Polaków na łamach prasy. Niemożliwe? A jednak. Chociażby import zakupionej na zachodzie broni palnej. Czyli doskonałych „angielskich” sztucerów o niebo przewyższających skutecznością przestarzały, ciężki i niecelny rosyjski karabin Tuła, był możliwy  dzięki łapówkom dla celników, wojskowych, urzędników. Dla przykładu karabin Lorenz w Wiedniu kosztował ok. 60 do 100 złp. Dowieziony do insurgenta kosztował najwyżej 120 -140 złotych bo takie były koszty oficjalnej łapówki. Na dostarczenie tych karabinów do walczących partii powstańczych trzeba było przeznaczyć tylko nieco więcej pieniędzy.
      Dla mniej wybrednych strzelców zawsze można można było kupić wspomniany rosyjski karabin Tuła z bagnetem za...20 złp., prosto z wojskowych magazynów a niegwintowany karabinek kozacki za 3 złp.! Podobno dużo lepsza i skuteczniejsza od tej broni palnej była szabla czy kosa. Zakup każdej z wymienionych rodzajów broni był możliwy dzięki rosyjskim urzędnikom i oficerom, uważającym łapówkę za nieodłączną część ich pracy. No i rzecz dużo rzadziej przytaczana w publikacjach. Tuż przed powstaniem w Królestwie Polskim wystawiono na licytację kilkaset „dobrych koni kawaleryjskich”, które bez słowa zabrano spod siodeł rosyjskim dragonom. Wierzchowce w dobrej cenie zakupili organizatorzy powstania, że zapłacono łapówki to rzecz oczywista, ale licytacje powtarzano jeszcze w w czasie walk powstańczych co już zakrawa na kpinę. Natomiast zachód Europa wspierał polskich insurgentów świetna prasą, przychylnością...no i nic poza tym.
      Dziedzic Wolicy -Ignacy Solman nie żałował na łapówki dla urzędników i oficerów carskich  urzędujących w pobliskim Janowie. Doskonale wiedział kiedy i jakie jednostki stacjonują w pobliskim Janowie bo wszystkie informacje otrzymywał z pierwszej ręki. Inna sprawa, że był zbyt pewien sukcesu przy czym zupełnie nie miał pojęcia o dowodzeniu i rozegraniu starcia zbrojnego. Po klęsce swojej partii dziedzic Wolicy ani myślał uciekać, ze swojego majątku,  między bajki można włożyć relacje jakoby ukrywał się w „kopcach na ziemniaki”, był pewien (zbyt pewien) swojej pozycji i układów. W ostatnich chwilach życia nie próbował uciekać tylko wykupić się łapówką.
       Niemniej wiedza oraz koneksje Solmana i Gorzkowskiego okazały się przyczyną ich śmierci. W chwili aresztowania oficerowie rosyjscy starali się jak najprędzej pozbawić życia dziedziców Wolicy i Modliborzyc. Po prostu oni nie mogli zeznawać bo obciążyli by wielu ważnych urzędników i oficerów z janowskiego garnizonu; zresztą płk. Biedraga został wkrótce złożony z urzędu, mimo sukcesów w zwalczaniu rebelii na terenie powiatu zamojskiego. Taka sytuacja wcale nie była odosobniona, przeciwnie, zdaniem wspominanego powyżej Andrzeja Chwalby, taka sytuacja była typowa dla całego Królestwa Polskiego. Ponadto w dniu, w którym Rosjanie postanowili definitywnie skończyć z partią Solmana z Janowa uciekł major Obniski wraz z grupą wojskowych bo obawiał się, że Solman i Gorzkowski obciążą go swoimi zeznaniami.
      Właśnie, żołnierze rosyjscy, którzy zbiegli ze swoich garnizonów i walczyli w powstaniu przeciwko armii cara. O ile Polaków rzekomo można (dość dziwnie) tłumaczyć patriotycznym i romantycznym uniesieniem, to jak wytłumaczyć wojaków carskich, często rodowitych Rosjan? Nie wiadomo dlaczego w podręcznikach uparcie wspomina się tylko o Andrzeju Potiebni i kilkuset dezerterach z armii carskiej. Po pierwsze Potiebnia był tylko w stopniu porucznika a choćby wspomniany powyżej dezerter Obniski czy stacjonujący w Zamościu Mecheda posiadali stopień starszego oficera-  majora. Po wtóre dezerterów z pewnością było więcej niż kilkuset, do tyko tylu to uparcie przyznają się Rosjanie a to nie musi być prawdą.
O dezerterach rosyjskich w czasie powstania styczniowego pisali nie tylko Polacy, ale też prasa niemiecka. Ot chociażby „Breslauer Zeitung” w początkach 1863 pisał „na wolnym placu w Katowicach znajdował się biwak wieluset rosyjskich żołnierzy, którzy do Siemianowic i Mysłowic przez granicę uciekali, a tu byli zgrupowani [...] posterunki, których Polacy nie atakowali, uciekały z bronią i bez broni na stronę pruską oficerowie najpierw kazali przerzucić na stronę pruską bagaże, a potem sami przybywali, zapewniając pruskich urzędników, iż zamierzają szukać schronienia po stronie pruskiej”. Gazeta opisuje przypadek załogi posterunku z Modrzejowa (dziś dzielnica Sosnowca), która w sile 200 konnych i 160 pieszych bez walki wycofała się i  złożyła karabiny w kozły na rynku Mysłowic […] żołnierze carscy byli całkowicie zdemoralizowani; wobec korespondentów pism śląskich wyrażali swą radość z powodu przejścia do Prus [...] drogami maszerowały długie kolumny, stanowiące setki uzbrojonych Rosjan eskortowanych przez pruskich żołnierzy”. Chociażby w świetle tej informacji (a nie jest to jedyna taka wzmianka) rzec można iż kilkuset dezerterów w ciągu dwóch lat powstania to jednak dużo za mało. Oczywiście, dezercje z armii zdarzają się po dziś dzień, ale w wojsku Imperium Romanowych były one więcej niż częste.
        Jak wspomniano dla 90% żołnierzy służba tylko w teorii trwała 25 lat bo w rzeczywistości była ona dożywotnia czy jak kto woli kończyła się śmiercią przed upływem tego czasu. Rocznie wskutek chorób, wypadków a nawet głodu umierało 30- 40 tysięcy wojaków. Do lat siedemdziesiątych XIX w.  żołnierze cara nie posiadali koszar, nocowali pod gołym niebem, w ziemiankach, domach prywatnych. Wyżywienie było więcej niż głodowe a niewielkie środki przeznaczane na nie często rozkradali oficerowie, stąd okradanie ludności cywilnej było na porządku dziennym. Za to alkohol, regulaminowo podawano w ilości 0,25 litra dziennie. W konsekwencji dezercja czy ucieczka do przeciwnika była formą szansy „na honorową” śmierć żołnierza.
        Liczebność armii rosyjskiej w Królestwie Polskim szacuje się na 100 tysięcy wojska a siły insurgentów w pierwszych dniach powstania na 6-7 tysięcy ludzi uzbrojonych w około 700 sztuk różnorakiej broni palnej. Może zamiast rozważać wciąż pytanie: jak powstańcy mogli liczyć na sukces przy takiej dysproporcji sił? Warto zapytać: jak możliwe było prowadzenie rewolucji przez dwa lata odnosząc przy tym wiele znaczących sukcesów? No i jak wytłumaczyć, że mająca tak wielką przewagę armia oddaje inicjatywę powstańcom i zamyka się w miastach i twierdzach? Komendant twierdzy Zamość Andrzej Hartung w styczniu 1863 roku miał przygniatającą przewagę nad powstańcami wokół Zamościa a mimo to słał paniczne meldunki i prosił o wsparcie. Janów- centrum administracji powiatu zamojskiego, zajął 50 osobowy oddział powstańczy.
Oczywiście nie znaczy to, że polscy insurgenci byli mistrzami; już na początku walki popełnili szereg błędów, byli przeciwnikiem słabym, źle zorganizowanym. Improwizacje i nie  przemyślane decyzje powtarzano na każdym kroku; choćby fakt, że jednym z powodów przystąpienia do walki była branka a drugim, nie mniej istotnym, łagodna zima w styczniu 1863, która dawała szanse na prowadzenie walki partyzanckiej. Mimo to opanowanie sytuacji czy raczej opanowanie paniki żołnierzom cara zajęło kilka tygodni. To wystawia bardzo złe świadectwo ówczesnej rosyjskiej armii i administracji. Załóżmy, że w styczniu 1863 dyktatorem powstania zostaje Romuald Traugutt i z miejsca wprowadza swoje reformy to pacyfikacja rewolucji trwałaby dużo dłużej i kosztowałaby zaborcę dużo więcej strat. Strat, które do dziś są zafałszowane.
       By powstanie styczniowe 1863 roku mogło przynieść sukces, do tego potrzeba było czegoś co  określane jest jako „rozprucie Rosji po szwach narodowych”. Czyli przeniesienia rewolucji na inne tereny imperium, czego istotnie próbowano a co stało się faktem w 1917 roku.
Polacy osamotnieni, walczyli dzielnie, heroicznie a ich dyktatorzy i dowódcy znaczących partii powstańczych w żadnym razie nie byli niepoprawnymi marzycielami. W czasie pokoju zaborca żądał dużej daniny krwi, słabość aparatu urzędniczego i wojskowego była aż nadto jaskrawa i trzeba przyznać insurgenci wykorzystali ją w stopniu w jakim byli stanie tę słabość wykorzystać.
       Na koniec bilans strat obydwu stron walczących. Tak naprawdę nigdy do końca nie ustalony i do dziś będący przedmiotem sporów. O dezercjach z armii rosyjskiej była już mowa.  Przyjmuje się, że powstańcy stracili 20 tys. ludzi na polach bitewnych, ale w tę liczbę wliczeni są schwytani i zamordowani przez sołdatów jeńcy. Mówi się o liczbie około tysiąca straconych bez sądu. To jednak dużo za mało na 1000- 1200 bitew i potyczek. Przecież śmierć jeńcom zadawano za: posiadanie rosyjskiego karabinu, za stawianie zbyt twardego oporu, w końcu zależało to od humoru dowódcy i żołnierzy, którzy schwytali powstańca. Dokładnej liczby zamordowanych nie da określić, ale tysiąc to zdecydowanie za mało.
       Jakie straty ponieśli Rosjanie? Ilu sołdatów poległo w boju? Znawca tematu Kieniewicz pisze wprost: wobec zafałszowanych danych nie można ustalić jakie były prawdziwe straty rosyjskie. Za to rosyjscy historycy mają z tym dużo mniej problemów; Borys Urłanis i Aleksander Szirokorad szacują straty armii carskiej na 3343 ludzi, dokładnie: 826 zabitych, 2169 rannych, 348 zaginionych. Są to dane oparte na raportach wojskowych, które podano do oficjalnej wiadomości bezpośrednio po zakończeniu powstania styczniowego: 3343 чел. (из них 2169 чел. раненых) przy 631 potyczkach „Отдельных столкновений, по официальным донесениям, было в 1863 г. — 547, в 1864 г. — 84, всего 631". Tak na marginesie to potyczek naliczono nie 631 tylko do 1200 a sami raportujący o stratach dodają: dane  неточные и спорные czyli niedokładne i sporne a mimo to uznane za prawdziwe, tylko tych dwóch niewygodnych słów (неточные и спорные ) zazwyczaj już nie dopisywano.
       Warto zauważyć, że po rozbiciu partii powstańczej w okolicy Modliborzyc Rosjanie nie przyznali się do żadnego zabitego chociaż nieduży oddział porucznika Wasilewskiego został zaskoczony w czasie gdy żołnierze spali. Do spacyfikowania lokalnej rebelii na terenie Modliborzyc posłano ponad 500 żołnierzy, których postępowanie nosi wszelkie znamiona odwetu.
       Bardziej znanym i udokumentowanym przykładem jest bilans strat po bitwie pod Żyrzynem. Strona rosyjska przyznaje się do niewielkich strat, polskie relacje wspominają o 180 zabitych sołdatach i 150 rannych. Podczas budowy drogi w 2017 roku odkopano groby poległych w tej bitwie. W jednym z grobów (a są jeszcze inne) naliczono 80 szkieletów poległych żołnierzy rosyjskich. Jeszcze większe straty  ponieśli Rosjanie pod Panasówką czy Batorzem (w sumie ok. 500 poległych sołdatów).
Tendencje rosyjskie do umniejszania strat własnych opisał w przytoczonej poniżej anegdocie Józef Kajetan Jankowski (Pamiętniki o Powstaniu Styczniowem, Tom I (styczeń – maj 1863), Lwów 1923, s. 220. ). „Pamiętam jeszcze z wojny wschodniej, że w biuletynach podawano zawsze wynik bitwy, że zginął tylko jeden kozak. Tymczasem u furty niebieskiej dobijał się tłum kozaków do nieba; zdziwiony św. Piotr pyta: „co wy za jedni i co was tak dużo?”, „ To my – odpowiedziano- męczennicy za wiarę i cara, którzyśmy w bitwie polegli takiej to ...”, „ Poszli precz! – powiada św. Piotr – oszusty, bo tam w tej bitwie zginął tylko jeden Kozak”.  
      Zainteresowanie tematem powstań narodowych (w tym powstania styczniowego) wcale nie musi oznaczać chęci ponownego celebrowania historycznej klęski i beznadziejnego oporu wobec zaborców. Przeciwnie. Jak wskazano choćby w tym tekście insurgenci decydując się na nierówną walkę mieli świadomość przewagi przeciwnika ale mieli też swoje atuty. Tak na marginesie; legiony Piłsudskiego, powstanie Wielkopolskie a nawet wojna 1920 roku były przedsięwzięciami, których sukces wydawał się tak samo niemożliwy jak zwycięstwo w powstaniu styczniowym.
       Owszem, wspomniano już powyżej, powstańcy styczniowi popełnili mnóstwo błędów, ale jeszcze bardziej rażące zaniedbania i słabości wykazywała administracja i armia carska.
      Szczęśliwe trwanie pod rządami cara, grupa szaleńców pchających Polaków w stronę klęski, w końcu symboliczne straty rosyjskie w porównanie do ogromnych strat jakie ponieśli buntownicy. Wszystkie te  hasła wymyślili jeszcze carscy „specjaliści od piaru”, jak widać choćby w zacytowanej powyżej anegdocie, ocena uczestników powstania znacznie różniła się od tego co twierdzili Rosjanie. Niestety w odniesieniu do powstania styczniowego ten stary pijar Rosji carskiej jest powielany do dziś.

 Marek Mazur