Recenzja książki
Beaty Zdziarskiej "Zagubiony szlak"

          W książkach zazwyczaj szukam odskoczni od codzienności. Od jej problemów, niesprawiedliwości, niepowodzeń i często beznadziejności. Sięgając po Zagubiony szlak Beaty Zdziarskiej właśnie tego się spodziewałam – urozmaicenia rutyny. W Noc Wigilijną, kiedy toczy się akcja niniejszej książki dzieją się cuda – zwierzęta (podobno) mówią ludzkim głosem, a najbardziej skłóceni i zwaśnieni zapominają o urazach. Kierując się niezwykłością nadchodzących świąt Bożego Narodzenia zasiadłam do lektury. Jednak z każdą stroną moje zdziwienie i zaskoczenie wciąż rosło. Docierało do mnie, że Zagubiony szlak nie jest kolejną naiwną lekturą bożonarodzeniową, gdzie wszystkie problemy znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Byłam zaskoczona, ale równiej coraz bardziej zachęcona do poznania historii i bohaterów Beaty Zdziarskiej.
         Troje ludzi – Jan, Marta i Paweł powodowanych skrajnie różnymi i trudnymi doświadczeniami swojego życia – spotyka się w Wigilijną Noc w jednym z bieszczadzkich schronisk. Jego gospodarz, którego nie poznajemy z imienia, jest dla swoich gości niezwykle otwarty. Stwarza atmosferę, dzięki której zabłąkani przybysze otwierają się i zdradzają swoje najskrytsze tajemnice, które doprowadziły ich na to zupełne odludzie. Jan – niedoszły ksiądz, którego zostawiła żona, a w ostatecznym rozrachunku spędził kilka lat w więzieniu za działalność konspiracyjną w czasach PRL. Kolejna – Marta żyje z kompleksem znienawidzonej siostry bliźniaczki – Marii. Kobieta ta zdradza ją i niszczy szczęście będące w zasięgu ręki naszej bohaterki. Ostatni z zagubionych wędrowców – Paweł był świetnie zapowiadającym się pracownikiem firmy handlowej. Najlepszy dzień jego pracy, ten, w którym dostał awans okazał się początkiem problemów zarówno zawodowych jak i prywatnych.
         Troje ludzi i trzy opowieści, które w żadnym wypadku nie kończą się happy endem. Tym, co je łączy to nadzieja na lepsze jutro i to, że mimo bardzo trudnych doświadczeń nasi bohaterowie nie załamują się, ale pośród pustkowia zaśnieżonych bieszczadzkich szczytów chcą odnaleźć prawdziwych siebie. Próbują powrócić do tych ludzi, którymi kiedyś byli lub chcieli być. Zero cukierkowatości i udawania.
         Złość, nienawiść, rozczarowanie, zrezygnowanie, beznadzieja i zagubienie - to wszystko, co znalazłam w tej książce. Ale przede wszystkim wstrząsnęła mną prawda przemawiająca z kart Zagubionego szlaku. Życie to nie brazylijska telenowela, gdzie prawdziwa miłość zawsze odnajdzie spełnienie, a źli zostaną ukarani. O tym wszystkim przypomina w swojej książce Beata Zdziarska. Taka lekcja życia jest potrzebna każdemu. Dlatego serdecznie polecam lekturę Zagubionego szlaku szczególnie przed zbliżającą się Nocą Wigilijną. Jest jeden fakt, o którym dotąd nie wspomniałam, a który bardzo zaskoczy wszystkich sięgających po książkę. Ale nie zdradzę o co chodzi – zapraszam do lektury.

  

Monika Hapak-Bielecka
DKK dla dorosłych
w Stojeszynie Pierwszym