Dramat jaki rozegrał się w Kalennem i w okolicznych, położonych wśród lasów miejscowościach, jest wspominany od ponad osiemdziesięciu lat. Drugiego października 1942 roku w Kalennem Niemcy i ochotnicy z formacji Ostlegionen zamordowali kilkudziesięciu bezbronnych cywilów: mężczyzn, kobiety, dzieci w różnym wieku. Dodać trzeba, że ofiarami okupantów padli też mieszkańcy okolicznych wsi. Szacunki liczby zabitych sięgają ponad 130 osób. Znane są ich nazwiska, wiek, znane są miejsca ich spoczynku. Ich śmierć była w tym wydarzeniu największą tragedią więc nie dziwi, że na tym skupiona jest narracja historyków, opisujących pacyfikację spokojnych, położonych wśród lasów wsi. Niemniej wiele rzeczy do dziś pozostaje słabo wyjaśnionych czy nawet pomijanych.

     Losy tych, którzy przeżyli samą pacyfikację Kalennego są tematem stosunkowo rzadko poruszanym w publikacjach. Niesłusznie. Wszakże zeznania i relacje tych ludzi stały podstawą do poznania przebiegu całego dramatu, choć w wielu przypadkach sprzeczne, jednak dość dobrze obrazują to co wydarzyło się 2 października 1942 roku. To właśnie ci ludzie zasłużyli po latach na miano bohaterów, bowiem równie nie do końca słusznie zarezerwowaliśmy to określenie dla uczczenia żołnierzy walczących z okupantem z bronią w ręku. Wszak nie mniejszymi bohaterami były wdowy, które potrafiły zadbać o pozostałych przy życiu członków rodziny; gospodarze, którzy kilkakrotnie odbudowywali swoje domostwa, sąsiedzi i znajomi, którzy przyjmowali pod dachy swoich domów uciekinierów i wysiedleńców. Dziwi, że ten temat jest rzadziej poruszany, chociażby podczas dorocznych  obchodów upamiętnienia tragicznych wydarzeń z 2 października 1942 roku.
      Ci, których podczas pacyfikacji nie dosięgły kule morderców wynieśli życie z pogromu. Tak naprawdę to wielu nieszczęśników, którzy odnieśli obrażenia i przeszli psychiczną traumę, poza uratowanym życiem, nie posiadało nic więcej. Wobec zbliżającej się surowej zimy 1942 roku, utrata mienia, zgromadzonych plonów, domostwa i inwentarza mogła oznaczać nie tyle ocalenie co nieznaczne przedłużenie życia. Wydaje się, że w tym przypadku w

pełni uzasadnione jest stwierdzenie, że „umrzeć łatwo, żyć (a w tym przypadku przeżyć) jest trudno”.
      Jedna z ocalałych osób po latach wspominała: „Kiedy Niemiec skończył strzelać z maszynowego karabinu to nam z całego gospodarstwa pozostał...tylko kot”. Po latach opowieść świadka wydarzeń może brzmieć jak anegdota, ale wówczas dla poszkodowanych mogło to oznaczać wyrok śmierci.
        Innymi słowy, jeśli nawet uratowano życie a budynki gospodarcze spłonęły, lub nawet spłonęły częściowo, to należało jeszcze przeżyć surową zimę; to znaczy posiadać inwentarz gospodarski i zgromadzone zapasy. Po wtóre przezwyciężyć traumę po utracie najbliższych, dodajmy: wśród zabitych wielu było mężczyzn w sile wieku, którzy utrzymywali rodziny. Pierwsze godziny, czy może kwadranse po odejściu oddziału, który dokonał pacyfikacji musiały być prawdziwym ciosem dla tych, którzy przetrwali: „Gdy już wszystko ucichło przyszliśmy szukać rodziny. Olek znalazł ojca i siostrę zabitych. Wszyscy krzyczeli i płakali. Olek chciał się oddać w ręce Niemców bo nie mógł tego wytrzymać; powiedział, że i on położy się koło tatusia w bruździe” 1.
        Wielu z tych, którzy przeżyli znajdowało się w fatalnym stanie psychicznym, rzadko wspomina się o tych, którzy potrafili im pomóc i zdołali w jakiś sposób opanować sytuację a wcześniej pokierować ucieczką swojej rodziny czy wskazać miejsce gdzie można się ukryć.
       Doprawdy ci bohaterowie dramatu w Kalennem zasługują na szacunek bo dokonywały wielkich czynów, a często były to kobiety- matki rodzin, które utraciły mężów i dzieci.
„Mama złapała mnie za rękę i uciekliśmy z pola gdzie tata był zabity, potem wróciliśmy w to samo miejsce. [..] Syn ciotki i brat Olek paśli krowy w lesie. Ciotka powiedziała, że pójdzie poszukać tych chłopaków bo jak ich znajdą Niemcy z tymi krowami, to ich zabiją. Poszła znalazła ich i razem z nimi zdołała uciec i schować się za kępą w lesie”2 .
      W końcu należało opatrzeć rannych, zidentyfikować zamordowanych bliskich i znajomych, oddać im ostatnią posługę, a to nie było łatwe. „Olek znalazł ciotkę i jej dzieci. Wszyscy zostali zabici na swoim polu obok domu w chwili gdy jedli ugotowaną rzepę” 3.
      O zakończeniu pacyfikacji zadecydował kapitan dowodzący oddziałem Ostlegionen. Płonęła część zabudowań wsi, zwykle wspominane jest 13-15 zagród gospodarskich, które uległy zniszczeniu podczas bezpośrednich działań pacyfikacyjnych. Gdy żołnierze odeszli na miejscu pozostawała jeszcze niemiecka żandarmeria 4. Najprawdopodobniej to wówczas zadecydowano o wezwaniu lokalnych jednostek straży pożarnych, a ocalałym zezwolono na gaszenie domostw, zapewne w obawie przed rozszerzeniem pożaru. W każdym razie żandarmi nie strzelali do osób, które znalazły się na terenie zniszczonej wsi. „A gdy potem wszystko ucichło to wróciliśmy do Kalennego gdy jeszcze Niemcy tam byli" 5 . Ocalałym wydawało się, że dramat minął, w końcu odeszli nie tylko żołnierze, ale również żandarmi. Wczesna jesień 1942 roku była dość ciepła. We wrześniu i w pierwszej dekadzie października 1942 roku odnotowano dość wysokie temperatury 6 , a w początku października po kilku deszczowych dniach nastała pogoda, toteż wielu powróciło do resztek zabudowań i tam zamierzali spędzić noc, a gdy „z domu i budynków zostały popiół i dymiące zgliszcza” wówczas pozostawało „nocować na łąkach w kopach siana”. Poza tym na pastwiskach i w okolicy wsi pozostawały spłoszone zwierzęta gospodarskie, którymi należało się zaopiekować: „Wróciliśmy po krowę, która sama powróciła z pastwiska”. To stwierdzenie może dziwić dzisiejszego czytelnika; oto kilka godzin po stracie bliskich, pogorzelcy dbają inwentarz, o rzeczy materialne. Jednakże ci ludzie zachowywali się w pełni racjonalnie ponieważ ocalałe bydło i zapasy prowiantu i decydowały o możliwości przetrwania przez najbliższe dni i tygodnie a niebawem należało się spodziewać nadejścia srogiej zimy.
Z przytaczanej relacji Wandy Krasowskiej wynika, że jeszcze nocą 2 października 1942 roku samoloty niemieckie bombardowały Kalenne: „Wtedy jeszcze w nocy latały samoloty niemieckie i zrzucały kule zapalające”. Bombardowanie Kalennego i okolicznych wsi istotnie miało miejsce jesienią 1942 roku, ale nie nocą oraz nie bezpośrednio po pacyfikacji 7. Bombowce Luftwaffe zniszczyły położone wśród lasów wsie powiatu janowskiego kilka tygodni później, gdy niektórzy gospodarze zdążyli już odbudować część zniszczonej zabudowy. Drewnianą wiejską zabudowę wznoszono dość szybko, ale w przypadku gdy pacyfikacje przeżyła „głowa rodziny”, lub kiedy z pomocą przyszli kuzyni i znajomi. Niestety zakończenie pacyfikacji nie było końcem dramatu mieszkańców leśnych wiosek.
      Jesienią 1942 roku do bombardowania obiektów naziemnych Luftwaffe używała Junkersów Ju 87; konstrukcji mocno przestarzałej, mało zwrotnej i nieopancerzonej, ale skutecznej w niszczeniu niebronionych celów. Junkersy rzeczywiście potrafiły bombardować obiekty z niskiej wysokości, ale nie atakowały nocą, szczególnie celów położonych wśród lasów, skończyło by się to dla nich katastrofą lotniczą. Naloty przeprowadzono w ciągu dnia i przy dobrej widoczności.
      Bombardowania okazały się dla Kalennego równie niszczące jak sama pacyfikacja. Jeśli 2 października zniszczono nie mniej niż 13 zagród gospodarskich to w wyniku nalotów spłonęło 11 zagród, czyli domów mieszkalnych i zabudowań gospodarczych 8. Straty materialne były duże, a jeszcze większa była trauma osób, które przeżyły: „W czasie okupacji i jeszcze wiele lat po wojnie, wielu ( mieszkańców Kalennego, którzy przeżyli okupację) gdy usłyszało samolot chowało się w las”.
      Zapewne to po bombardowaniach Kalennego część nieszczęśników podjęła zamiar opuszczenia tej miejscowości. Decyzja była racjonalna; w obliczu zbliżającej się zimy, gdy domostwa nie były odbudowane, a nie było pewne czy naloty i pacyfikacje nie zostaną powtórzone, pozostawanie w Kalennem było obarczone dużym ryzykiem. Jest też przysłowiowa „druga strona medalu”, otóż dla ówczesnej rolniczej społeczności opuszczenie gospodarstwa oznaczało pozbawienie siebie i swojej rodziny środków do życia, zdanie się na łaskę losu i to w czasie gdy nadejście zimy było kwestią tygodni czy nawet dni. Dlatego trudno nie zrozumieć decyzji tych, którzy mimo zagrożenia, zdecydowali się zostać w swojej rodzinnej miejscowości.
     Pozostaje jeszcze jedna kwestia, równie rzadko wspominana w publikacjach. W tym regionie okupanci mieli do czynienia ze społecznością ludzi „twardych”, przywykłych do ciężkiej pracy, surowych warunków bytowania i znoszenia wszelkich przeciwności losu. Dlatego rodziny zamordowanych osób potrafiły szybko otrząsnąć się po stracie bliskich, dlatego niestrudzenie (nawet po kilka razy) gospodarze odbudowywali zniszczone zagrody, znosili głód i zimno, w końcu dlatego przetrwali.
     Przesadna gloryfikacja przodków? Bo jaki mieli wybór? Prawda; nie mieli wyjścia. Jednakże to nie tłumaczy wszystkiego. Wiosną 1941 roku Niemcy deportowali do Modliborzyc grupę 1035 osób; byli to obywatele austriaccy żydowskiego pochodzenia. Przed wojną ci ludzie prowadzili dostatnie życie, wielu z nich było zamożnych i wykształconych. Zostali ulokowani w domach należących do Polaków i miejscowych Żydów 9. Po roku ponad połowa z nich zmarła z winy warunków bytowania, od tyfusa i innych chorób. Wielu z nich zmarło wskutek nerwowych depresji (tak miejscowy lekarz, doktor Ozjasz Seeman określił załamanie nerwowe i depresje), sporo było przypadków samobójstw 10. Pełna zgoda, że w tym przypadku chodziło o ludzi, którzy znaleźli się w zupełnie innym miejscu i środowisku. Niemniej jedni i drudzy w taki sam sposób odczuwali, głód, zimno, rozpacz po stracie bliskich, tak samo cierpieli wskutek chorób zakaźnych. Wszakże postawa i wola przetrwania obydwu tych nacji, wobec tragicznej sytuacji, w jakiej się znalazły, była zupełnie inna.
     Wydaje się, że Kalenne opuściły przede wszystkim wdowy z dziećmi, mogło chodzić o przypadki gdy śmierć dosięgła mężów i ojców rodzin, mężczyzn w sile wieku. Ocaleli gospodarze, mimo wszystko, decydowali się po raz kolejny odbudowywać zniszczone zagrody.
     Zresztą, jak wynika ze wspomnień, los tych, którzy podjęli exodus nie był do pozazdroszczenia: „Plątaliśmy się długo po okolicy, aż w końcu na Słupiu (matkę z dwójką dzieci) przyjęła do domu rodzina Kozdrów. Dali nam łóżko w kuchni gdzie spaliśmy” 11. Znalezienie w okolicy lokum dla kilku osób wcale nie było łatwym zadaniem. Domostwa z reguły były ciasne, wielopokoleniowe i przebywało w nich sporo lokatorów, bo rodziny były liczne. Od początku okupacji w samej osadzie i gminie Modliborzyce przebywało setki uchodźców; Polaków i Żydów. W pierwszej dekadzie października 1942 roku Niemcy zlikwidowali duże żydowskie getto w Modliborzycach, ale pozostawionych budynków „dłuższy czas nikt nie zasiedlał”. Dodajmy jeszcze: od sierpnia 1941 roku w okolicy trwała epidemia tyfusu i czerwonki, która zebrała obfite żniwo wśród lokalnej ludności.
     Przyjęcie nowych lokatorów pod dach swojego domu było nader trudne i ryzykowne. A przecież w bardzo wielu domostwach przyjęto uchodźców i przesiedleńców, często ludzi zupełnie gospodarzom obcych. Warto to podkreślić bowiem rzeczy i zachowania dziś oczywiste; tak naprawdę kosztowały wiele wyrzeczeń i heroizmu w trudnych i złych czasach okupacji. Mimo to odwagę i poświęcenie wykazało tak wiele rodzin ówczesnej gminy Modliborzyce.
     Tego co najcenniejsze: straty bliskich, cierpienia i traumy, przez osiemdziesiąt lat mieszkańcom Kalennego i innych pacyfikowanych miejscowości, nikt nie wrócił, nie oszacował i nie zadośćuczynił. Natomiast policzono w przybliżeniu wartość zabudowań, które uległy spaleniu podczas pacyfikacji i bombardowań. Owszem; szacunki strat budziły wątpliwości już w 1945 roku, zapewne i dziś mogą budzić mieszane odczucia. Chociażby z powodu nie uwzględnienia inwentarza i wyposażenia jakie znajdowało się w zniszczonych budynkach. Czy wobec tak wielkiej tragedii i mordu jakiego okupanci dopuścili się mieszkańcach Kalennego i okolicznych wsi godzi się w ogóle wspominać o stratach materialnych? Rzec można, że nawet należy, bowiem ci których oszczędziła śmierć zwyczajnie potrzebowali pieniędzy i środków do życia. Na wycenę strat czekali do czerwca 1945 roku, a na zadośćuczynienie wielu się nie doczekało. W chwili sporządzenia wyceny (czerwiec 1945 roku) właścicielami działek w Kalennem i Gwizdowie często byli spadkobiercy osób, które zginęły tragicznego dnia 2 października 1942 roku, lub spadkobiercy zmarłych w ciągu kolejnych miesięcy.
     Wartość zniszczonych w czasie wojny budynków oszacowano w oparciu o ceny i siłę nabywczą polskiego złotego sprzed września 1939 roku. Co było sprawiedliwe i korzystne, gdyż waluta będąca w obiegu w 1945 roku, nie miała prawie żadnej siły nabywczej.
    Szczegółowy wykaz szkód wojennych w budynkach mieszkalnych i gospodarczych w gminie Modliborzyce sporządzono 15 czerwca 1945 roku. Wszystkie karty formularza podpisał i opieczętował Jan Gąska- ówczesny wójt gminy Modliborzyce 12.
    W samym Kalennem zniszczeniu uległo 24 „zagrody gospodarskie” w tym stwierdzeniu chodzi o dom mieszkalny i budynki gospodarskie. Odnośnie zabudowań w Kalennem i Gwizdowie to chodzi o budynki „W większości drewniane […] w kilku przypadkach na kamienno- ceglanej podmurówce”. Wszystkie uległy całkowitemu zniszczeniu (100% straty); natomiast różna była ich wartość. Uwzględniono też, że poszkodowani „dwu a nawet trzy krotnie odbudowywali spaloną gospodarką zabudowę”. Bardzo różny był „procent wartości zagrody w odniesieniu do zagrody normalnej”, ponieważ różny był stan i jakość budynków zniszczonych w 1942 roku. Przy czym wartość średniej czyli „normalnej” ustalono na 6 tys złotych. Szacowano względnie korzystnie dla poszkodowanych zważywszy, że w II Rzeczpospolitej koszt budynków drewnianych był kilka razy niższy niż od murowanych (kamienic) 13. Co do „przedwojennych zarobków”, to w latach trzydziestych niewykwalifikowany robotnik mógł liczyć na wynagrodzenie 30-40 złotych miesięcznie, kolejarz i listonosz zarabiali ok.100 złotych na miesiąc, policjant w randze posterunkowego 150 złotych, kapral Wojska Polskiego 167 złotych, nauczyciel i urzędnik administracji powiatowej i gminnej 100- 200 złotych 14. Straty materialne w Kalennem wyceniono na 114632 złote. W sąsiednim Gwizdowie, bo ta wieś również mocno ucierpiała jesienią 1942 roku, zniszczono 27 zagród gospodarskich, z tym że 4 zagrody nie były zniszczone całkowicie, wartość zniszczeń wyceniono na 108978 złote 15.
       W Kalennem wartość zniszczonej zagrody należącej do Józefy Paleń wyceniono na 3034 złotych a stan budynków, które w 1942 roku uległy zniszczeniu oceniono na 50,6 % wartości średniej.
      Stratę Jana Palenia wyceniono na 4013 złotych a stan na 66,8% wartości „zagrody normalnej”.
      Zniszczenia na posesji Antoniego Palenia to wartość 4053 złotych, zabudowa o wartości 67,5% średniej.
      Stratę Ludiana Franciszka oceniono na 1000 złotych, przy wartości 16,7% średniej.
      Wysokość straty Budkowskiej Anny wynosiła 7124 złotych, zniszczone budynki „nowe i solidne” stanowiły 118,7% średniej.
      Budynki zniszczone na posesji Krasowskiej Anny wyceniono na 6600 złotych, 110% wartości średniej.
      Szkody na działce Kuziory Marianny wynosiły 4000 złotych a zabudowania miały wartość 66,6% średniej.
      Na posesji Adama Kuziory zniszczenia kosztowały 4346 złotych, wartość zabudowy to 72,4% wartości średniej.
      Suma strat na posesji Kanii Kajetana 3862 złotych, 64,3% wartości średniej.
      Budynki utracone przez Ludiana Szczepana miały wartość 2604 złotych, 43,4% wartości średniej.
      Na działce należącej do Józefy Krasowskiej straty wynosiły 4326 złotych co stanowiło 72,1% średniej.
      Straty Krasowskiego Tomasza oceniono na 4713 złotych, budynki stanowiły 78,5% wartości średniej.
     Wartość zniszczonej zabudowy na działce Stanisławy Kuziora określono na 7000 złotych czyli 116,6% wartości „zagrody normalnej”.
     Na działce będącej w posiadaniu Katarzyny Czuba zniszczone budynki miały wartość 3789 złotych co stanowiło 63,1% wartości średniej.
     Stratę Michała Ludiana wyceniono na 9086 złotych, było to 151,4% „zagrody normalnej”. Przy czym była to najwyższa wartość zabudowy zniszczonej jesienią 1942 roku we wsi Kalenne.
     Nieco niżej wyceniono straty na posesji, której właścicielem był Ludian Antoni: 8000 złotych, wartość 133,3% średniej.
     Zniszczenia na posesji Walentego Kuziory opiewały na kwotę 5000 złotych; zabudowa uznana jako 83,4 % średniej.
   Zniszczone budynki Antoniego Małka uznano jako „zagrodę normalną” i wyceniono na równe 6000 złotych; zauważyć warto, że była to jedyna sytuacja takiego szacunku w Kalennem i bodajże jedna z trzech w Gminie Modliborzyce kiedy zabudowę uznano za nieodbiegającą od średniej.
    Niewiele niżej oszacowano straty na posesji Antoniny Markut: 95,8% wartości średniej, wycenione na 5750 złotych.
    Straty jakie poniósł w swoim gospodarstwie Sobuś Jan określono na 4165 złotych i 69,4% średniej.
    Znacznie wyżej oceniono straty na działce Leokadii Góra: wartość zniszczonej zabudowy 8010 złotych czyli 133,5% wartości średniej.
    Podpora Marian utracił zabudowania oszacowane na 5657 złotych co było równe 94,3% wartości średniej.
    Niżej wyceniono wartość budynków na posesji Adama Kuziora (syn Adama); wartość 1000 złotych, 16,7% średniej.
    Stratę Adama Czajka oceniono na 1500 złotych co stanowiło 25% wartości średniej 16.
    Szacunki i wyceny sprzed kilkudziesięciu lat można podsumować krótko: „Tylko tyle; albo; aż tyle”. Jedna i druga opinia będzie adekwatna bo ówcześni mieszkańcy gminy Modliborzyce różnie komentowali i wspominali szkody wojenne jakie ponieśli ich sąsiedzi i oni sami.
    Porównując wykazy szkód wojennych w osadzie i wsiach gminy czy powiat janowskiego nasuwa się stwierdzenie, że Kalenne było jedną z uboższych i mniejszych wsi w okolicy. Chociażby z uwagi na suma strat powstałych w wyniku zniszczeń wojennych w tej miejscowości, która nie jest wysoka, a już na pewno nie jest jedną z wyższych w gminie Modliborzyce i powiecie janowskim. Natomiast rzeczywiście, ta miejscowość została zniszczona w największym procencie i procentowo największa część mieszkańców tej wsi została zamordowana.
   Po zakończeniu działań wojennych do wsi powrócili mieszkańcy, niektórzy, jak stwierdzono powyżej, w Kalennem pozostawali, mimo zagrożenia. Miejscowość nie odzyskała już „dawnej świetności”, natomiast pozostała wspomniana trauma i szok po tragedii. Porównując dane, zawarte choćby w księgach parafialnych, odnośnie urodzeń, ślubów i zgonów, można odnieść wrażenie, że starej XVIII wiecznej miejscowości, jesienią 1942 roku, przysłowiowo „przetrącono kręgosłup”. Chociaż w przeszłości jej mieszkańcy byli dziesiątkowani przez epidemie, to jednak ludności i domostw w Kalennem stale przybywało. Po 1945 roku wieś rozwijała się już znacznie gorzej niż sąsiadujące z nią miejscowości, chociażby szkoły w Kalennem już nie przywrócono, placówki oświatowe powstały w pobliskim, Ciechocinie, Gwizdowie, Majdanie.
    Miejsce tragedii upamiętniał najpierw drewniany krzyż, a w 1975 roku społeczeństwo gminy Modliborzyce w miejsce krzyża ufundowało pomnik z inskrypcją: W hołdzie ofiarom hitlerowskiej okupacji w latach 1939-1944. Cześć ich pamięci. W XXX rocznicę zwycięstwa, społeczeństwo gminy Modliborzyce. Kalenne, 9.05.1975. W 2012 powstał obecny pomnik, na którym widnieją nazwiska pomordowanych 2 października 1942 roku.
   Jak stwierdzono na wstępie, niewątpliwie najtragiczniejszy los był udziałem tych mieszkańców Kalennego, którzy zginęli; słusznie oddawany jest im hołd i upamiętniane ich nazwiska. Natomiast osoby, które przeżyły i przetrwały, zasłużyły na wspomnienie oraz bohaterów.

M.Mazur

kalenne-przed-pacyfikacj-dluzsza-krawedz-1600Q72
Pomnik-w-Kelnennem-1975-r-dluzsza-krawedz-1600Q72
Odsonicie-pomnika-w-Kalennem-9051975-r-dluzsza-krawedz-1600Q72
Pyta-pomnika-w-Klennem-1975-r-dluzsza-krawedz-1600Q72
POM-dluzsza-krawedz-1600Q72
Pomnik-Kalenne-3
Pomnik-Kalenne-5


Relacja Wandy Krasowskiej, wówczas 6 letniej mieszkanki wsi Kalenne.
Relacja Wandy Krasowskiej.
Relacja Wandy Krasowskiej.
S. Wojciechowski, R. Szczygieł, A. Sochacka, Osady zaginione i o zmienionych nazwach historycznego województwa lubelskiego [w:] Dzieje Lubelszczyzny, Warszawa 1986, s.100-102.
Relacja Wandy Krasowskiej.
Raporty z ziem wcielonych do III Rzeszy (1942-1944).
J. Fajkowski, Wieś w ogniu. Eksterminacji wsi polskiej w okresie okupacji hitlerowskiej, Warszawa 1972, s. 116.
Archiwum Państwowe w Lublinie (APL), Formularz Nr.5 , Wykaz szczegółowy szkód wojennych w budynkach mieszkalnych i gospodarczych wsi Kalenne wojew. Lubelskiego według okólnika Ministerstwa Odbudowy Nr.3526 z dnia 15 czerwca 1945 roku.
Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego, Do Prezydium Żydowskiej Samopomocy Społecznej w Krakowie, Pismo Nr.541/41 z 17 marca 1941, sygn.211/459.
10 Tamże, Monatsbericht, Janów Lubelski 19 wrzesień 1941.
11 Relacja Wandy Krasowskiej.
12 APL, Urząd Wojewódzki Lubelski, Wydział Odbudowy, sygn.137.
13 Przegląd Realności i Mieszkań. Centralne fachowe pismo poświęcone tranzakcjom nieruchomościami i sprawom mieszkaniowym. R.1, nr.2, Lwów 1935.
14 Statystyka pracy (Rocznik XVII, Zeszyt 4) rok 1938.
15 APL, , Formularz Nr.5, Wykaz szczegółowy szkód wojennych ...we wsi Kalenne i Gwizdów.
16 APL, Formularz Nr.5 , Wykaz szczegółowy szkód wojennych w budynkach mieszkalnych i gospodarczych wsi Kalenne wojew. Lubelskiego według okólnika Ministerstwa Odbudowy Nr.3526 z dnia 15 czerwca 1945 roku.